Majowy weekend zgodnie z zaleceniami klasyka rozpoczął się od trzęsienia ziemi czyli od wieczornego zwiedzania Afrykarium połączonego z silent disco. A potem zrealizowaliśmy dawny plan i poszliśmy w niedzielę na Nadodrze.
Wielbiciele kamienic mają we Wrocławiu dwie dzielnice, w których szczęśliwie ostało się sporo przedwojennych budynków – Przedmieście Oławskie i właśnie Nadodrze. Oba rejony przez lata zaniedbane i schowane na uboczu turystycznych tras przeżywają obecnie swoje pięć minut. Nadodrze załapało się na program rewitalizacji, dzięki któremu nie tylko wiele kamienic odzyskało kolory i pierwotny wygląd, ale też sama dzielnica stała się miejscem, do którego warto zaglądać. Odżyły podwórka, pojawiły się nowe lokale, ogólnie zrobiło się bardziej kolorowo. Ale przeprowadzone remonty nie sprawiły, że cała dzielnica momentalnie zyskała pastelowy wygląd. Wystarczy pospacerować po Nadodrzu dłuższą chwilę i wejść głębiej w sieć brukowanych uliczek, a szybko przekonamy się, że ta dzielnica ma swój charakter. Prędzej czy później natkniemy się na malowniczo odrapane kamienice, których fasady nierzadko noszą jeszcze ślady po wojnie, na podwórka na których kwitnie życie towarzyskie, na zakłady usługowe których próżno szukać w innych rejonach Wrocławia.
Pani przewodnik, która oprowadzała nas po Nadodrzu, wskazała miejsca o których większość z nas nie miała dotychczas pojęcia. Na pl. św. Macieja, w centralnym punkcie skweru, przed wojną upamiętniono żołnierzy poległych w I wojnie światowej. Kawałek dalej, w czasach bardziej nam współczesnych, uhonorowano odpowiednią tabliczką Annę German, która zresztą mieszkała przy ulicy Trzebnickiej. Spokojnie, dla niehistorycznych też znalazło się coś dobrego. Poszliśmy na lody do Romy, rzuciliśmy okiem na „Lwowskie piekiełko”, weszliśmy do kilku kamienic i na parę podwórek. Odnotowaliśmy istnienie dawnego dworca kolejki wąskotorowej i przyjrzeliśmy się monumentalnemu gmachowi dworca Nadodrze. A na koniec już na własną rękę poszliśmy w kolorowe podwórka przy ul. Roosevelta.
To ostatnie miejsce zaczyna się cieszyć zasłużoną sławą kultowego punktu na mapie polskiego streetartu. Pomysł na zaadoptowanie zaniedbanych podwórek był w zasadzie banalny, artyści skupieni wokół pobliskiego Ośrodka Kulturalnej Animacji Podwórkowej zaprosili do współpracy mieszkańców kamienic. Efekt? Rewelacyjny. Część murali stworzono wspólnie, część na podstawie zdjęć – m.in. domowych pupilów – dostarczonych przez mieszkańców. Są i portrety ludzi (zapewne mieszkających w kamienicach), i wykonane przez nich w różnych technikach plastycznych dzieła. Ogromnym plusem jest też różnorodność tematyczna murali, cała jedna strona ulicy Roosevelta to historia malarstwa w pigułce, bowiem na ścianach kamienic znajdziemy prace wyraźnie inspirowane klasycznymi dziełami światowej i polskiej sztuki. Trochę nam zabrakło czasu na swobodne obfotografowanie podwórek, ale nic straconego, jest plan że jeszcze tu wrócimy.
Naszym przewodnikiem po Nadodrzu była pani Renata Bardzik-Miłosz, a sam photowalk został zorganizowany we współpracy z Biurem Promocji Miasta. Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji i niezmiennie zachęcamy do uczestnictwa w naszych kolejnych wycieczkach z cyklu Explore Wrocław.
tekst: Asia Witek
foto: Asia Witek/ Marcin Walencik
Bajeczne miejsca i bajeczne zdjęcia. Kocham Nadodrze od lat i tak się szczęśliwie składa, że od lat tamtędy wracam do domu. Z obowiązkowym przystankiem na obiad w Narożniku albo Powoli:)) A i po podwórkach lubimy się od czasu do czasu posnuć – mają naprawdę niepowtarzalny klimat. Dzięki za relację! O Annie German nie wiedziałam. Pozdrawiam!
Pozytywna ekipa! 🙂 Widać w kadrach, że wypad był znakomity!
Tło super ! Dziękuje ❤️
Było super fajnie ! Dzięki za zaproszenie i z niecierpliwością czekam na kolejne photowalki 😉
Swój komentarz zostawiłem tutaj: https://bloghejter.pl/2018/06/13/wroclovers-nie-wie-co-to-uraz/