Podczas wrześniowego festiwalu fotografii mobilnej we Wrocławiu mieliśmy wrocloverską prelekcję na temat focenia w kamienicach. Dziękując wszystkim za liczną obecność obiecywaliśmy, że wrzucimy na blog przekazywane podczas prelekcji informacje. Słowo się rzekło, przed Wami pierwsza część poradnika dla tych, którzy uwielbiają zaglądać w kamieniczne zakamarki.
Jeśli skupiacie się na uwiecznianiu detali kamienicznych lub pięknych przedwojennych drzwi prowadzących do kamienic to problemu w zasadzie nie ma. Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem możemy zasadniczo dowolnie fotografować budynki z zewnątrz, jak to się mówi: „z ulicy”. Oczywiście, jeśli zamarzy nam się obfocenie np. zrujnowanego pałacu otoczonego płotem, to zgodnie z prawem fotografujemy zza rzeczonego płotu. Jeśli żądza przygód i kadrów nakazuje Wam podejść bliżej to pamiętajcie, że przez płot przechodzicie na własne ryzyko i na własną odpowiedzialność.
O czym jeszcze pamiętamy, fotografując kamienice z zewnątrz? O nie naruszaniu tzw. miru domowego mieszkańców. Możecie sfotografować budynek, ale nie widoczne przez okno wnętrze prywatnego mieszkania, nieważne jak klimatyczne by ono nie było.
No dobrze. Ale dla większości kamienicznych freaków okna, wieżyczki i secesyjne detale to miły dodatek, najlepsze czai się na podwórkach i we wnętrzach kamienic. Czy możemy tam zaglądać? Formalnie wstęp bezproblemowy jest do kamienic gminnych, pozostających w zarządzie miasta. Problem w tym, że wystarczy jedno wykupione na własność mieszkanie i taka kamienica przestaje być kamienicą gminną. Praktyka natomiast jest taka, że jeśli już jesteśmy w środku to nie zawracamy sobie głowy stanem prawnym nieruchomości i robimy zdjęcia, bo z rzadko której kamienicy mieszkańcy przeganiają takich namolnych fotografów. Oczywiście, na samym początku jest zwykle zdumienie pt. „ależ co pani tu fotografuje, tu przecież nic nie ma”. Warto z mieszkańcami rozmawiać i wyjaśniać, co fotografujemy i dlaczego. Dużym plusem jest posiadanie konta na instagramie, bo jak mawiał klasyk, jeden obraz wart jest tysiąca słów i zamiast dłuższą chwilę tłumaczyć nasze hobby, to możemy pokazać instagramowe konto. Jeśli na dodatek jesteśmy w stanie wskazać, że np. te schody to ulica obok, a tamte tralki to w Poznaniu na Piekarach to zwykle jesteśmy w domu. Mieszkańcy przekonują się, że mają do czynienia z nieszkodliwymi wariatami, a nie podejrzanymi typami, czającymi się na cudzą własność albo z wysłannikami czyścicieli kamienic. Bo wiecie, nigdy nie wiadomo co tu się działo w ostatnim czasie. Może komuś ginął sprzęt z korytarza, może jest jakiś konflikt, a może po prostu są wyczuleni na obcych. Miejcie zawsze w pamięci, że kamienice to nie nowoczesne apartamentowce. Tu w zasadzie wszyscy się znają, niektórzy mieszkają w tym miejscu całe swoje życie, a co za tym idzie przyjaźnią się z sąsiadami. Jasne, nie wszyscy ze wszystkimi i nie we wszystkich kamienicach. Są oczywiście budynki, w których powstały hostele czy mieszkania pod wynajem, ale to raczej w tych bliżej centrum. A my wolimy peryferyjne dzielnice i kamienice, tam jest ciekawiej:) I mniejsze ryzyko, że trafimy na odpicowaną na wysoki połysk miejscówkę.
Co z podwórkami? Jeśli tylko nie są ograniczone kratami ze wszystkich stron i można swobodnie wejść, to wchodzimy, robimy zdjęcia i nie przejmujemy się. W granicach rozsądku, bo jeśli na takim podwórku trafi się grupa młodzieży w sportowej odzieży, zgłaszająca pretensje do naszej obecności na tymże podwórku to rozsądniej jest nie wdawać się w dyskusje, tylko iść dalej.
Osobny temat to kamienice w 100 proc. prywatne, najczęściej w całości przeznaczone pod działalność biurową. Tu też jeśli administracja odmówi Wam wstępu to dyskusji nie ma i pozostaje papierkologia pt. pisanie do właściciela lub zarządcy kamienicy wniosków o zgodę na fotografowanie wewnątrz budynku.
To jak już sobie powiedzieliśmy pokrótce, co wolno a co nie, to czas na kwestię najważniejszą. Jak wejść do kamienicy? Kilkanaście lat temu problemu nie było, domofon był można powiedzieć dobrem luksusowym, bramy stały otworem… ale to było dawno temu. Teraz domofony montują nawet w najbardziej obskurnych bramach, a także w tych, które „od zawsze” były otwarte. Otwartych i swobodnie dostępnych jest coraz mniej, no i zaczynają się schody.
Można liczyć na łut szczęścia i sprawdzić, czy mimo domofonu drzwi się jednak nie otworzą. Bo nie każdy domofon działa. Można chwilę postać przed upatrzoną kamienicą. Jeśli jest to sobotnie lub niedzielne przedpołudnie to jest spora szansa, że w ciągu najbliższych minut ktoś z bramy wyjdzie lub ktoś do domu powróci. Korzystajcie z takich okazji. Owszem, można zapytać, czy ten ktoś nie będzie miał nic przeciwko temu, byśmy rzucili okiem na wnętrze kamienic, bo bardzo nam się podobają posadzki/kafle na ścianach/kręcone schody, ale nie jest to obowiązkowe.
Można też zadzwonić domofonem z prośbą, by wpuszczono nas do środka. Tutaj dobrze umotywować prośbę w dwóch-trzech zdaniach, jeśli nie jesteście z tego miasta to całkiem nieźle sprawdza się kwestia, że przyjechaliście z daleka. Liczcie się z tym, że niektórzy mieszkańcy odłożą bez słowa domofon, niektórzy wpuszczą, ale będą Was czujnie na klatce pilnować, a najczęściej, jeśli już się do kogoś dodzwonicie to wpuści Was ze standardowym komentarzem „nie wiem co pani w tej kamienicy widzi, ale ok”. Chyba że jest to kamienica słynna na całą Polskę, jak na przykład u nas na Podwalu. Wtedy zdarza się, że domofon wpuści Was, nim zdążycie pierwsze zdanie wypowiedzieć do końca.
A co robić, jeśli domofonu nikt nie odbiera? Wtedy sprawdzamy wejście od podwórza. Kamienice mają bowiem tak, że w większości da się do nich wejść albo z ulicy, albo tymi mniej reprezentacyjnymi drzwiami, prowadzącymi na podwórko. Dobra wiadomość jest taka, że zwłaszcza latem są one zwykle otwarte. Gorzej, że niestety obłęd stawiania płotów gdzie popadnie dopadł i niektóre kamieniczne wspólnoty i na część podwórek zwyczajnie nie wejdziecie. A nawet jeśli wejdziecie, przez drzwi, to może się okazać że opuszczenie ich będzie pewnym problemem. Ale o tym już następnym razem.
Asia Witek
Można jeszcze dodać, ze kiedy fotografujemy coś, co można zdemontować, nie podajemy publicznie dokładnego adresu. Mimo wszystko warto zachować ostrożność, bo ‚kolekcjonerów’ nie brakuje.
@oldkafelstory oczywiście masz rację, o tym też napiszemy 🙂