Nie jest żadnym odkryciem, że nasz Wrocław często „występuje” w filmach czy książkach. Wprawdzie w filmach zwykle gra Berlin i inne niemieckie miasta, często podczas II wojny światowej lub tuż przed kapitulacją, ale już w powieściach Wrocław to zawsze Wrocław. Czasem zapisywane jako „Breslau”. Oczywistym skojarzeniem jest seria Marka Krajewskiego o Eberhardzie Mocku, ale uciekając od dosłowności pierwszy wpis z literackiego cyklu poświęcamy nieco przekornie pozycji, która opiewa stolicę Wielkopolski.
Jeżycjada. Pisana przez autorkę z Poznania, o Poznaniu i o mieszkańcach Poznania. Miasto oddane jest na tyle wiernie, że bez większego problemu wielbiciele twórczości pani Musierowicz są w stanie zwiedzać miasto śladami jej bohaterów. Sprawdziłam osobiście 🙂 Dla osób korzystających głównie z usług PKP wycieczka taka nie jest w najmniejszym stopniu skomplikowana, bo z kolejowego dworca głównego na Roosevelta 5 jest rzut beretem albo dwa przystanki tramwajem, jak kto woli. Adres na Roosevelta jest doskonale znany fanom Jeżycjady, bowiem tam, w secesyjnej kamienicy z cudownym balkonowym drzewem, przez lata mieszkali przedstawiciele jednej z najsłynniejszych literackich rodzin czyli Borejkowie. Do sąsiednich kamienic też warto zajrzeć, ponieważ kryją w sobie m.in. piękne schody, niebrzydkie witraże i klimatyczną ławeczkę, i prawdę mówiąc niespieszne wędrowanie po tej dzielnicy Poznania jest podwójnie urokliwe, jeśli w zainteresowaniach ma się i kamienice i Jeżycjadę. Na marginesie, odnajdywanie w realu kolejnych miejsc wymienianych w książkach jest świetną zabawą, wprawdzie świat się zmienia, ale Musierowicz na tyle głęboko zanurza w mieście swoje powieści że bez kłopotu powinniście zlokalizować kamienice w których mieszkają bohaterowie Jeżycjady, ich szkoły, miejsca pracy i ulice, po których codziennie wędrują.
Ok, ale gdzie w tym wszystkim miejsce na Wrocław? Spokojnie, za sprawą bohaterów z drugiego planu nasze miasto również u Musierowicz się pojawia. W śladowych ilościach, ale się pojawia i to więcej niż jeden raz.
Autorka, która w ostatnich tomach wysiedliła ostatecznie starą gwardię z Jeżyc i przeflancowała bohaterów do jednej z podpoznańskich miejscowości (skojarzenia z wyprowadzką samej Musierowicz z Poznania bodaj do Promna nie są przypadkowe) od czasu do czasu wysyła postacie na wycieczkę do innych miast. Jedna z bohaterek wybrała się do Torunia i jako ex mieszkanka tego miasta potwierdzam, że Musierowicz wie o czym pisze i po Grodzie Kopernika też da się chodzić śladami Tygryska. Bywa i tak, że Musierowicz bohaterom z innych miast każe przyjechać do Poznania i to właśnie spotkało kilku mieszkańców Wrocławia. Z Wrocławia jest Kreska, sympatyczna bohaterka „Opium w rosole”, która po internowaniu rodziców (tak się składa że w powieści mamy akurat stan wojenny) przyjeżdża do Poznania do swego dziadka i przy okazji wprowadza trochę zamieszania w życie innych bohaterów. W kolejnym tomie z Wrocławia do Poznania przyjeżdża Dambo. Musierowicz nie pisze tego wprost, ale z opisu działalności chłopaka („uprawialiśmy happening czynny” lub w wersji dyrektorskiej za nieodpowiedzialne ekscesy w przededniu Pierwszego Maja wyrzucony ze szkoły, która jest twoim wspólnym domem) można domniemywać, że miał coś wspólnego z Pomarańczową Alternatywą. Wrocław czasu PRL jawi się zatem jako miasto nieco buntowniczych dusz, ale PRL przeminął, nastała era komercji i wrocławska komercha na pełniutkiej wjeżdża w jednym z ostatnich tomów cyklu. Nie, krasnali niet. Są za to kłódki na moście tumskim i robią one za element dość istotny dla fabuły i dla tytułowej bohaterki powieści „McDusia”.
McDusia chodzi do XII LO („przyjemna szkoła. Taka żółciutka” deklaruje. Sprawdziłam, faktycznie żółty budynek), umawia się z chłopakiem w mcdonaldsie na Rynku, ale no właśnie, z Rynku na tumski daleko nie jest. Akcja powieści rozgrywa się w 2009 roku i chyba tylko dlatego Musierowicz wspomina iż na moście wiszą już dziesiątki albo i setki tych prostych urządzeń. Taaa, to były czasy… dziesięć lat później kłódeczki na tumskim idą w tysiące, choć i to się właśnie zdezaktualizowało dzięki przeprowadzanemu obecnie remontowi. W każdym razie bohaterka jedną kłódkę wiesza na moście wrocławskim, a kolejną – w finale książki – na poznańskiej Teatralce, gdzieś w międzyczasie pada też stwierdzenie, że to taka miła nowa tradycja. Jak mniej więcej ma się świadomość ile kłódek finalnie wylądowało na konstrukcji biednego mostu tumskiego, to stwierdzenie partnera wspomnianej wyżej dziewczyny, iż na moście Teatralnym zmieściłyby się tych kłódek całe tysiące można uznać za samospełniającą się przepowiednię. Przy najbliższej okazji sprawdzę, ile nadmiarowego żelastwa wisi na Teatralce, ale coś mi mówi że w tym konkretnym przypadku rozsądek mieszkańców Poznania mógł wziąć sobie wolne. W przedostatnim z dotychczas wydanych tomów Jeżycjady pani Musierowicz wprawdzie wysyłała głównego bohatera do Wrocławia, ale w wyniku pewnych okoliczności chłopak do naszego miasta nie dojechał. Może i dobrze? Końcowe zdania ostatniej z dotychczas wydanych powieści mogły sugerować, że na 22 tomie Jeżycjada się zakończy, ale ponoć autorka powieści dała się przekonać do dalszych działań i kolejny tom majaczy na horyzoncie. Jak już w końcu Musierowicz go napisze to oczywiście do niego zajrzę… a potem zdam relację, czy pojawił się tam Wrocław 🙂 Ale Wrocław to miasto, które pojawia się nie tylko w powieściach dla młodych panienek. Jak dobrze poszukać znajdziemy je także w utworach na przykład spod znaku fantastyki… ale to już temat na inną okazję.
Przeczytaj również: Powieść o Wrocławiu, z instagramem w tle
Asia Witek