Czasem dobrze jest wyrwać się za miasto, a jeśli mówiąc „za miasto”, ma się na myśli do Gdańska, to nie ma chyba lepszej opcji? Kto bowiem nie uwielbia Grodu Neptuna, niech pierwszy rzuci kamień.
Jaki zagościł w nas więc entuzjazm, gdy otrzymaliśmy zaproszenie od Urzędu Miasta Gdańska oraz Instagramers Gdańsk na spotkanie kilkunastoosobowej grupy instagramerów z całej Polski, czyli takich samych maniaków fotografii mobilnej jak my. Sami rozumiecie, trzeba było jechać.
Tak więc w maju odwiedziliśmy Gdańsk, aby fotograficznie spenetrować wyspę Sobieszewską.
Tak.
My też nie wiedzieliśmy, że taka wyspa istnieje. Tak samo jak ludzie nie wierzą, że Wrocław ma plaże, ale i jedno, i drugie to prawda. Obszar wspomnianej wyspy wyznacza z trzech stron Wisła, a od północy Morze Bałtyckie. Sama wyspa Sobieszewska jest miejscem niezwykłym. Na jej obszarze znajdują się dwa jeziora: Karaś oraz Ptasi Raj, a także dwa rezerwaty ornitologiczne: Ptasi Raj oraz Mewia Łacha. Oznacza to tyle, że można tu zetknąć się z dziką fauną i florą. Ciekawostką jest fakt, że wyspa ma nieco ponad 100 lat i powstała dzięki współpracy natury i człowieka, ponieważ obrys terenu powstał po części naturalnie, a po części poprzez budowę siedmiokilometrowego kanału zwanego Przekopem Wisły. Być może część z Was poznała historię tego miejsca, czytając książkę „Pan Samochodzik i Wyspa Sobieszewska”.
By dobrze przyjrzeć się ukształtowaniu terenu, udaliśmy się na najwyższy punkt w okolicy, czyli do dawnego zbiornika wody Kazimierz, obecnie spełniającego rolę wieży widokowej. Na parterze tegoż budynku znajduje się ekspozycja poświęcona współczesnym metodom zaopatrywania w wodę pitną. Natomiast ze szczytu wieży roztacza się niesamowity widok na wyspę, a w oddali góruje nad horyzontem miasto Gdańsk. Przy dobrych warunkach pogodowych można dostrzec również zarys Półwyspu Helskiego. Dobra informacja dla cieniasów jest taka, że na szczyt wieży można wjechać windą. Na miejscu do Waszej dyspozycji są lornetki, aby móc lepiej zorientować się w terenie. A jest na co patrzeć.
Po zapoznaniu się z topografią tego wyjątkowego pomnika przyrody, udaliśmy się do Rezerwatu Ptasi Raj, którego powierzchnia ma około 180 ha, a jak sama nazwa wskazuje, jest to istny raj dla ptaków. Na jego terenie można z wież obserwacyjnych podglądać kilkadziesiąt gatunków ptaków wodnych i błotnych. Jedna wskazówka, poruszając się po rezerwacie, zaopatrzcie się w spray przeciw komarom, bo potrafią dać w kość. W pobliżu wspomnianego miejsca znajduje się miejscowość o nazwie Komary. Przypadek? Wracając do tematu, Ptasi Raj najlepiej zwiedzać, podążając ścieżkami przyrodniczo-dydaktycznymi, których jest tutaj kilka. Warto wspiąć się na wieże obserwacyjne, aby przyjrzeć się lepiej zamieszkującym te tereny ptakom. Lornetka na pewno się przyda, tak jak i spray przeciw komarom, ale o tym już pisaliśmy.
Z Ptasiego Raju dotarliśmy do ujścia Wisły, aby na piechotę, wędrując przez las (jesienią jest to raj również dla grzybiarzy), dotrzeć do miejsca, którego tak nam bardzo we Wrocławiu brakuje, czyli nadmorskiej plaży… Tym bardziej, że jest ona piękna, szeroka i piaszczysta, a rozciąga się na przestrzeni 11 km. Nie ma w pobliżu budek z lodami, goframi i tradycyjnym nadmorskim kebabem. Fanów parawaningu też brak. Jest za to cisza, spokój, wydmy, dzika przyroda, no i bursztyny, których tutaj można znaleźć wiele. Nie na darmo mówi się, że jest to „bursztynowa wyspa”.
Idąc plażą w stronę wschodu (ostatnio niezbyt modny kierunek), dotarliśmy do Rezerwatu Mewia Łacha. To istny raj dla fok, których potrafi tu przebywać ponad 150, a także dla kilkunastu gatunków ptaków. Jest to obszar ściśle chroniony, który, szczególnie w okresie lęgowym, podlega ścisłemu monitorowaniu przez ornitologów. Jest to kolejny argument przemawiający za tym, że warto więc zaopatrzyć się w lornetkę i podziwiać ten raj natury z wieży widokowej zaraz przy ujściu Wisły. Sami byliśmy świadkami pogoni strażnika za turystami, którzy udali się w kierunku rejonu chronionego. Tak więc, żeby nie było, że nie uprzedzaliśmy.
Ostatni odcinek naszej wyprawy pokonaliśmy, idąc wzdłuż ujścia Wisły, mając po swojej prawej stronie Mewią Łachę, a po lewej rzekę wpadającą do Bałtyku….. Idąc wzdłuż kanału, co jakiś czas natrafialiśmy na bobrze żeremie, których jest tutaj dość sporo. Na wysokości miejscowości Świbno możecie przeprawić się przez Wisłę na drugi jej brzeg promem linowym prowadzonym przez linę zamocowaną z obu stron rzeki. Fajny oldschool. Niedaleko przeprawy jest równie olschoolowa smażalnia ryb, warto tam zajrzeć i pokrzepić się po trudach zwiedzania.
Goszcząc w Grodzie Neptuna, kiedy już zwiedzicie gdańską starówkę, muzea oraz poczujecie, że chcielibyście odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku, to udajcie się na Wyspę Sobieszewską. Doświadczycie tam wielkiej bliskości z przyrodą, której tak nam na co dzień brakuje. Nie zapomnijcie przy tym o naładowaniu smartfonów, aparatów, czy czegokolwiek, czym robicie zdjęcia, ponieważ gwarantujemy, że zrobicie ich tutaj tyle, że jedna bateria to za mało.
My ze swojej strony dziękujemy Miastu Gdańsk oraz Instagramers Gdańsk za zaproszenie i za sprawną organizację naszej wyprawy.
Autor: Marcin Walencik